niedziela, 20 października 2013

Denko lato 2013

Lato lato już za nami prezentuję więc pierwsze blogowe denko letnie poświęcone pielęgnacji ciała i włosów.


Prezentowane poniżej kosmetyki wystosowałam sumiennie aż do samego dna. Teraz po obfoceniu mogę pozbyć się wreszcie części stojących rządkiem na parapecie pustych tubek i pudełeczek :-)


Na pierwszy rzut idą:
  • szampon ślimakowy Pure Smile,
  • odżywka Tsubaki Shiseido,
  • aloesowy żel pod prysznic Nature Republic,
  • aloesowy żel do ciała Nature Republic.


Ślimakowy szampon do wrażliwej skóry głowy w tubie Pure Smile opisywałam już we wrześniowej notce. Nic dodać nic ująć - jestem zachwycona i kontynuuję właśnie drugie opakowanie. Szampon jest bardzo wydajny, wygodny w użyciu, żelowy, nie podrażnia i doskonale sprawdza się na moim wybrednym skalpie. Uwielbiam w nim to, że włosy nie są splątane nawet bez użycia odżywki. Opakowanie w formie tuby idealnie się sprawdza i do samego końca ławo z niego wycisnąć nawet ostatnie resztki produktu. Cena produktu, już z przesyłką, to ok 39 zł.


Odżywka do włosów zniszczonych Shiseido Tsubaki Damage Care to miód na me włosy! Przywiozłam go z Tokyo, zachęcona niebywałym stosunkiem marki do ceny - kosztował niecałe 20 zł! Oczywiście przy sprowadzaniu z Japonii i doliczeniu przesyłki już nie jest tak różowo, jednak koszt rzędu 60 zł za tubkę tak dobrego produktu znanej marki jest dla mnie do zaakceptowania, zwłaszcza, że produkt jest boski! Wydajność ogromna - tubka 200 g wystarczyła mi na ponad 2 miesiące. Odżywka ma bogatą kremową konsystencję - jak gęsta maska. Mimo tego po rozsmarowaniu na dłoniach pasek długości ok 2 cm wystarczał na pokrycie całych włosów. Zapach delikatny kwiatowy, ale nie za bardzo słodki. Nie podrażnia skóry głowy, nie obciążą włosów. Po zastosowaniu efekt natychmiastowy - lśniące, miękkie włosy, doskonałe rozczesywanie, łatwiejsze układanie. Włosy się nie puszą, gładkość utrzymuje się nawet do 3 dni, mimo spania z rozpuszczonymi włosami, które trą o poduszkę. Kupię na pewno, jak tylko wykończę obecnie stosowaną wersję Head Spa.


Żel pod prysznic z wyciągiem z aloesu (90%) z Nature Republic to kolejny hit. Jako osoba będąca w stałym niedoczasie nie stosuję na co dzień (a zwłaszcza rano) balsamów, olejków czy kremów do ciała - szukałam więc żelu pod prysznic, który zamiast wysuszenia będzie ją intensywnie nawilżał i regenerował. Żel ten był strzałem w dziesiątkę :-). Tubka pojemności 150 ml wystarcza mi na miesiąc codziennego używania. Na początku odrobinę przeszkadzało mi, iż produkt mniej się pieni, niż zwykłe żele pod prysznic, jednak przy zastosowaniu ręcznika do mycia (ew. gąbki) bez problemu uzyskuje się lekką pianę. Żel jest hypoalergiczny, przezroczysty i gęsty - przypomina trochę żel do włosów w tubce. Skóra po umyciu jest miękka i gładka, nie ma szorstkich łokci czy kolan, zmniejszają się też podrażnione mieszki włosowe np. na przedramionach. Żel nie pozostawia po sobie żadnego odczuwalnego filtra - działa bardziej w głębi skóry, intensywnie ją nawilżając. Zauważyłam też przyspieszoną regenerację drobnych zadrapań czy otarć. Koszt z przesyłką to 22 zł.


Zakupiony do kompletu do żelu pod prysznic żel do ciała z aloesem (92%) też okazał się pozytywną niespodzianką. Nie wypowiadam się na temat wydajności, bo stosowałam go okazjonalnie, raczej w weekendy czy przed imprezami, kiedy miałam wystarczająco czasu i ochoty na smarowanie całego ciała. Żel wchłania się bardzo szybko, daje uczucie lekkiego chłodzenia. Skóra jest doskonale nawilżona, uczucie filtra minimalne - nie spotkałam się jeszcze z żadnym produktem typu balsam do ciała czy oliwka, który by pozostawiał skórę tak nawilżoną bez jednoczesnej lepkości czy odczucia posiadania czegoś na skórze. Już 2 minuty po nałożeniu spokojnie mogłam się ubrać. Teraz testuję wersję bardziej wodnistą w butelce, jeśli nie pokocham jej bardziej, to z pewnością po zimie zakupię ponownie. Ciekawostka - żel jest multifunkcyjny: można go mieszać np. z podkładem jako bazę, nakładać na końcówki włosów, jako maseczkę do wchłonięcia, na podrażnioną skórę po goleniu. Wszystko dzięki dobroczynnemu działaniu aloesu :3 Cena z przesyłką to 31 zł.

---------------------------------------------------------------

Oto pierwsza część letniego denka, kolejna odsłona już wkrótce - pielęgnacja twarzy, czyli kremiki, esencje, serum, oleje i toniki do twarzy.
Czytaj...

Shiseido Tsubaki Head Spa

Zarobiona, zalatana a blog pustką stoi... Nie oznacza to oczywiście, że zaprzestałam stosowania czy testowania wszelakich azjatyckich nowinek i nie tylko :) Niniejszy post poświęcam więc tematyce pielęgnacji włosów i przedstawię dwa stosowane przeze mnie obecnie kosmetyki z serii Tsubaki Head Spa firmy Shiseido.


Seria Tsubaki (jap. kamelia) to trzy zestawy kosmetyków pielęgnacyjnych do włosów: złoty (head spa), biały (damage care) oraz czerwony (shining). Wszystkie zawierają olej z japońskiej kamelii, znanej ze swoich właściwości pielęgnacyjnych i dobroczynnego wpływu na włosy. Pierwszym produktem, jaki wypróbowałam z tej serii, była odżywka do włosów zniszczonych, która od razu podbiła moje serce (i włosy).

Olej z kamelii jest jednym z najlepiej wchłanialnych olejów - jego unikalna struktura pozwala przeniknąć do głębszych warstw skóry. Jest doskonałym emolientem, doskonale wiążąc i zatrzymując wilgoć. Dodatkowo pomaga przywrócić prawidłowy odczyn pH, łagodzi podrażnienia oraz zabezpiecza skórę przed przenikaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych (w tym promieni ultrafioletowych).


Seria biała przeznaczona jest do włosów zniszczonych. W jej skład wchodzą: szampon, dwa rodzaje odżywki, maska do włosów, woda do pielęgnacji (spray) oraz emulsja (spray). Głównymi składnikami czynnymi tej serii jest masło i olej z kamelii, sorbitol, który nawilża, zmiękcza oraz wygładza włosy oraz białka pszeniczne, które wspomagają zachowanie właściwej struktury włosa, poprawę jego kondycji oraz regenerują i wzmacniają włosy. Produkty z tej serii dostępne są również w wersjach refill-pack oraz jumbo-size (duże butle) i portable-size (małe podróżne wersje).


Seria czerwona ma za zadanie przywrócić naszym włosom blask. Podobnie jak przy serii białej do wyboru mamy szampon, odżywki oraz dodatkowe spraye i maski. Tu również głównym składnikiem jest kamelia, jednak oprócz oleju kosmetyki te zawierają wyciąg z liści tej rośliny oraz mocznik, które intensywnie nawilżają włosy.


Seria złota (której produkty poniżej zaprezentuję) umożliwić ma przeprowadzenie w domowym zaciszu zabiegów typowo oczyszczających, regenerujących i poprawiających kondycję włosów. Tu do wyboru mamy szampon głęboko oczyszczający, zwykły szampon, odżywkę oraz maskę. Oprócz oleju i wyciągów z kwiatu kamelii oraz nawilżającego sorbitolu również ekstrakty z szałwii, imbiru i dzikiej róży. W efekcie to domowe spa ma zapewnić naszym włosom elastyczność, nawilżenie, czyste i zregenerowane środowisko skóry głowy oraz gładkie i odżywione włosy. Z serii tej posiadam i stosuję szampon głęboko oczyszczający oraz odżywkę.


Szampon głęboko oczyszczający to szampon, który stosowany raz na tydzień/dwa usuwa różne produkty "odpadowe" zgromadzone na włosach i skórze głowy w efekcie stosowania codziennych kosmetyków zawierających np. silikony czy pozostających na włosach bez spłukiwania przez długi czas (kosmetyki modelujące). Zawiera szereg czynnych składników:
  • komponent uzupełniający melaninę we włosach - odbudowuje wnętrze włosów dając efekt połysku od wewnątrz,
  • naturalne olejki z kamelii - składnik uelastyczniający, nawilżający, nabłyszczający
  • olej i naturalne składniki myjące - delikatnie oczyszczające skórę głowy, usuwające zgromadzone osady oraz zmniejszające swędzenie/łupież (nie zawiera silikonów).
Dodatkowo zawiera: argininę (wspomaga syntezę kolagenu, przyspiesza proces gojenia skóry, wzmacnia naprawę bariery skórnej, wspiera wzrost włosa), wyciągi z szałwii, imbiru, dzikiej róży oraz sorbitol.


Według producenta: szampon ten zapewnia gładkie włosy bez wrażenia lepkości oraz dodatkowo dawać ma delikatny efekt/uczucie chłodzenia. Co ciekawe producent nie widzi przeciwwskazań do stosowania tego kosmetyku w codziennej pielęgnacji O_o. Oczywiście stosując go odczujemy również relaksujący wpływ zawartych w produkcie olejków eterycznych, które pozwolą nam odprężyć się i poczuć jak w ekskluzywnym spa :-) Szampon wspomaga też objawowe leczenie łupieżu.

Skład: Water, Cocamidopropyl betaine, Cocamide DEA, Cocoil methyl taurine taurine Na, Na chloride, Lauryl glycol acetate Na, Menthol, Arginine, Sage oil, Camellia seed oil, Rosemary oil, 2ethylhexyl methoxyphenyl triazine, Ashitaba extract, Rose hip oil, Wild thyme extract, Ginger extract, Camellia flower extract, Dipalmitic ascorbyl, Sorbitol, Citric acid, Citric acid Na, EDTA-2Na, DPG, BG, PPG-7/PEG-30  phytosterols, ethanol, tocopherol, phenoxy ethanol, benzoic acid Na, fragrance, yellow 4, red 5.

Pojemność: 280 ml
Cena: ¥ 490 ~ 16 zł (bez przesyłki)


Szampon zapakowany jest w wysmukłą butelkę z szeroką, wygodną do otwierania (jedną ręką) nakrętką. Po bokach butelka ma delikatne żebrowanie, które utrudnia wyślizgnięcie się jej z ręki pod prysznicem. Sama konsystencja szamponu jest wodnisto-oleista, z kwiatowo-słodkim zapachem. Zapach ten nie jest bardzo intensywny, ale dobrze wyczuwalny. Wydajność na razie trudno mi ocenić - użyłam go 3 razy, mniej więcej co 1-2 tygodnie i na dzień dzisiejszy ubyło mi 10% butelki, podejrzewam więc, że starczy na ok 20-30 myć (moje włosy są obecnie do ramion, myłam podwójnie).


Szampon (chyba) spełnia swoje zadanie - oczyszcza włosy i skórę głowy, nie podrażnia, minimalizuje swędzenie skóry głowy. Czemu chyba? Bo to pierwszy szampon oczyszczający, jaki stosuję, uzyskane na razie efekty w miarę pokrywają się z moimi oczekiwaniami. Mój nadwrażliwy skalp znosi go dobrze - rzeczywiście zmniejszyło się swędzenie skóry głowy. Uczucia chłodzenia nie odczułam, polemizowałabym też czy udało mi się osiągnąć efekt spa ^__^.

Niestety w parze z powyższym idą pewne minusy: po pierwsze szampon bardzo słabo się pieni, co mnie osobiście doprowadza do szału i najchętniej wylałabym na skalp pół butelki byleby nie szorować głowy metodą tarcia. Nie wiem, czy taki efekt dają też inne szampony głęboko oczyszczające. Po drugie włosy po umyciu są szorstkie, takie "wyprane" ze wszystkiego. Podobne odczucie może pamiętacie po zastosowaniu starych polskich szamponów, kupowanych -dziesiąt lat temu w drogeriach, gdy o odżywkach w Polsce jeszcze nikt nie słyszał :-)

Za to po nałożeniu na tak umyte włosy odżywki miałam wrażenie, że zadziałała ona co najmniej dwa razy lepiej niż zwykle. Potwierdza to moją tezę o dokładnych oczyszczeniu włosów, które po takim zabiegu wchłonęły większą dawkę wartości odżywczych.

Podsumowując: potestuję do końca, nie wiem, czy skuszę się po raz drugi czy poszukam alternatywy wśród europejskich szamponów głęboko oczyszczających.


Odżywka z serii Head Spa to standardowa odżywka do spłukiwania. Zawiera podobne składniki jak szampon (olej z kamelii, komponent odbudowujący melaninę włosa, szałwię, imbir i dziką różę) oraz dodatkowe: argininę, ekstrakt z kwiatu kamelii oraz składniki ochronne UV.

Według producenta: regularne stosowanie prowadzi do zwiększenia połysku włosów, naprawia ich strukturę, nawilża i pielęgnuje włosy oraz skórę głowy. Dodatkowo (jak większość azjatyckich kosmetyków) chroni włosy przed szkodliwym działaniem promieni UV. Odżywkę nakładamy na umyte, mokre włosy i wmasowujemy w skórę głowy (tak tak!) oraz włosy. Po 3 minutach spłukujemy ciepłą wodą. 

Skład: Water, Sorbitol, Stearyl alcohol, DPG, Dimethicone, Isopentyldiol, PG stearyl dimethylamine, Glutamic acid, Behentrimonium chloride, Aminopropyl dimethicone, Arginine, Al trimonium chloride, Hydrogenated polyisobutene, Camellia seed oil, Polysilicone -13, Sage oil, 2ethylhexyl methoxyphenyl triazine, Rose hip oil, Wild thyme extract, Ginger extract, Camellia flower extract, Dipalmitic ascorbyl, Cetyl alcohol, Ethylhexyl palmitate, Isopropanol, Isoceteth -10, PPG-7/PEG-30 phytosterols, BG, Ethanol, Bicarbonate Na, Tocopherol, Phenoxyethanol, Fragrance, Red 227, 4 yellow, Green 201

Pojemność: 550 ml (największa z dostępnych butli)
Cena: ¥ 735 ~ 23 zł (bez przesyłki)


Odżywka jest gęsta i kremowa, o lekkim słodkim zapachu. Dobrze się rozprowadza na włosach i jest bardzo wydajna - jedno naciśnięcie pompki (maksymalnie dwa) pozwala mi pokryć całe włosy. Co ciekawe odżywka ta nie podrażnia skóry głowy - zwykłe europejskie odżywki ostrożnie nakładałam tylko na włosy a i tak wieczorem potrafiły pojawić się niechciane niespodzianki na moim skalpie... Przy tym produkcie nie mam takich problemów, skóra jest nawilżona a włosy gładkie i lśniące. Dodatkowo włosy o wiele łatwiej się układają i stały się wyraźnie grubsze po 1 miesiącu używania.

Nie ma jednak róży bez kolców i w tym przypadku są też minusy: odżywka ta obciąża moje włosy, które są z natury proste i mają tendencję do puszenia się. Przy jej stosowaniu nie mam problemów z aureolą stojących włosków, ale już drugiego dnia wyglądają one na lekko przetłuszczone. Mam wrażenie, że jest jednak zbyt ciężka - za to moja koleżanka, posiadaczka burzy cienkich loków jest zachwycona :-) U niej to dodatkowe obciążenie działa na korzyść i pomaga osiągnąć efekt gładkich lśniących loczków.

Podsumowując: nie kupię ponownie, przerzucę się z powrotem na wersję Damage Care, którą jestem zachwycona (wersja biała).

 

Czytaj...

niedziela, 8 września 2013

Kao Liese Bubble Hair Elegant Ash

Druga odsłona farby do włosów firmy Liese - tym razem kolor Elegant Ash. Jestem trochę zawiedziona kryciem - stary kolor pozostał, tylko lekko złagodzony. Nie jestem jednak zaskoczona, gdyż wiele osób używających farb Prettia miało takie same doświadczenia. Wniosek - aby zmienić permanentnie odcień najlepiej poczekać do kolejnego farbowania...


Od poprzedniego farbowania minęły 3 miesiące. Poniżej wrzucam fotki z odrostami i kolorem po 1,5 miesiąca i sprzed nałożenia nowej farby. Moje wrażenia - farba trzyma się długo, pozostaje również błyszcząca i świeża przez co najmniej 1 do 2 miesięcy. U mnie trochę poszła w rudy, ale i odcień był rudawy. Blask w trzecim miesiącu zaczął trochę matowieć (nie używałam żadnych kosmetyków utrwalających kolor ^__^). Przy samej głowie kolor wyszedł trochę inny za pierwszym razem (i teraz też), ale to efekt poprzedniej farby (L'Oreal bodajże), która nadal tkwi gdzieś pod spodem na moich włosach.


Kolor w odcieniu "ash" wybrałam aby wrócić do naturalnego brązu, bez rudych odcieni. Wszystkie dotychczasowe farby w kolorze brązowym, jakie nakładałam, zawsze po pewnym czasie szły w rudy więc wielce byłam ciekawa, czy tak będzie również tym razem. Czy będzie rudzieć czas pokaże, na razie niestety piękny ciemny chłodny brąz jak na pudełku mi nie wyszedł :(


W zestawie standardowo mamy całe oprzyrządowanie, w wersji deluxe :) Szczegółowo proces opisuję w poprzednim poście tutaj. Przygotowanie farby zajęło mi niecałe 5 minut (wraz z rozpakowaniem).


Samo nakładanie to pestka - szybko i bezboleśnie. Dla mnie ważne jest również, iż farby Liese są bardzo delikatne. Moja skóra głowy jest wybitnie wrażliwa, a ta farba nie podrażnia mnie w najmniejszym stopniu. Dodatkowo farba ślicznie zmywa się ze skóry, nie brudzi łazienki (a przynajmniej mniej niż inne farby).


Farbę trzymałam na głowie przepisowe 25 minut. Może to również przyczyniło się do słabego efektu (znajome blogerki polecają trzymać farbę co najmniej 40 minut). Cóż, zobaczymy next time.


No i efekt. Zamierzeniem był odcień, jaki mam na górnej części włosów. Niestety od połowy pozostał nadal zmatowiony rudy >__< Spróbuję ponownie ten sam odcień za miesiąc-półtora, ale obawiam się że radę da dopiero stopniowe pozbycie się rudości metodą podcinania włosów (zwłaszcza, że końcówki wołają o pomstę do nieba ale taka jest cena zapuszczania włosów).



Cała paleta w japońskiej wersji dostępna jest do obejrzenia na stronie Kao. Poniżej szybka odsłona:

Czytaj...

sobota, 3 sierpnia 2013

Pure Smile Snail Shampoo Treatment

W początkowej fazie odkrywania radości azjatyckich zakupów kosmetycznych mocno polowałam na koreańską markę Pure Smile, produkowaną wyłącznie na rynek japoński. Testowałam maseczki (I love them!), kremy (są ok), BB-ki (I love them too) oraz własnie szampony. Jakieś dwa miesiące temu z lekką niepewnością napoczęłam pierwszą tubę i dziś, po jej wykończeniu, mogę co nieco napisać o tym produkcie.


W moim posiadaniu znajdują się jeszcze stare wersje szamponów - w okolicach maja/czerwca firma zmieniła design opakowań. Z dostępnych 3 rodzajów wybrałam rozmaryn, przeznaczony dla wrażliwego skalpu (gdyż takowy posiadam). Pozostałe dwa to: cytryna - dla zniszczonych włosów oraz konchiolina - dla gładkich i błyszczących włosów. Co ciekawe, niezależnie od składu, szampony te mają różne nuty zapachowe: rozmaryn pachnie plumerią, konchiolina różą a cytryna wanilią... dziwne :)


Według producenta: Łagodny szampon zawierający ekstrakt z wydzieliny ślimaka przywracający skórze głowy równowagę oraz nieobciążający włosów. Nie zawiera silikonów. Nawilża włosy i skórę głowy oraz poprawia kondycję skalpu i pozostawia włosy błyszczące. Dzięki delikatnej formule zamienia się podczas mycia w miękką pianę, która delikatnie oczyszcza włosy bez zbędnego tarcia i plątania. Zawiera ekstrakt z rozmarynu (właściwości nawilżające), nagietka (regeneracja skóry) oraz kolagen (elastyczność). Zapach frangipani (plumeria).

Skład: water, laureth sulfate Na, lauryl sulfate Na, cocoamphodiacetate acetic acid 2Na, cocamidopropyl betaine, lauramide DEA, chloride Na, poly octa chloride-10, glycerin, fragrance, PEG-14M, PPG-2 hydroxyethyl (coconut oil fatty acid / isostearic acid) amide, hydrogenated polydecene, lauroylsarcosine Na, cocamide MEA, trihydroxystearin, methylparaben, EDTA-2Na, climbazole, panthenol, allantoin, cocoil glutamine acid K, cocoil glutamine acid Na, citric acid, hydrolyzed silk, water-soluble collagen, hydrolyzed elastin, snail secretions, Tea leaf extract, Licorice root extract, hydrolyzed Porphyra yezoensis, Cistanche tubulosa stem extract, Evening primrose seed extract, Tilia tomentosa bud extract, Moringa seed extract, Rosemary extract, Calendula flower cane extract, Tea tree leaf oil, brandy mint oil, glycolic acid, methyl isothiazolinone, methyl chloro isothiazolinone.

Pojemność: 250 ml
Cena: ¥ 524 ~ 17 zł (bez przesyłki)


Szampon ma nietypowe opakowanie - znajduje się w dużej tubce (wysokość ok 21 cm). Rozwiązanie to okazało się bardzo praktyczne, tubka cały czas stoi do góry nogami (czyli na zakrętce), przez co nie ma problemów z wykończeniem produktu (wszystko ładnie spływa na dół). Konsystencja szamponu jest wodnisto-żelowa, kolor przezroczysty. Dobrze się rozprowadza i gładko sunie po włosach, bez wrażenia szorstkości czy plątania, zwłaszcza przy pierwszej aplikacji, kiedy zaczynamy mycie. Przy aplikacji zamienia się z miękką pianę, taką trochę żelowo-mleczkową.


Zapach ma delikatnie kwiatowy z mocną słodką nutą. Nie znam zapachu frangipani (plumerii), ale wierzę na słowo producentowi, iż jest to tenże zapach :) Wydajność bardzo dobra - używałam go przez ponad 2 miesiące przy częstotliwości raz na dwa dni i każdorazowym podwójnym myciu włosów (których długość aktualnie jest do ramion, gęstość normalna). Włosy po umyciu są miękkie, mniej się puszą. Skalpu niestety szampon nie naprawił, ale nie zrobił mi również większego kuku niż np. Emolium, które za to masakrowało mi włosy i robiło siano na głowie...


Podsumowując - mam drugie opakowanie, które niezwłocznie zużytkuję. Produkt bez problemu nadaje się do codziennej pielęgnacji. W moim przypadku nawilżał włosy i je wygładzał, nie powodował puszenia. Dla skóry głowy był obojętny, nie poprawiał ale też i nie pogarszał jej stanu. Moje włosy są z natury grube i szorstkie - podczas mycia wyraźnie czułam, że łatwiej jest je umyć i mniej się plączą, chociaż nie zaryzykowałam rezygnacji z odżywki ^_^. Będę jednak nadal szukać czegoś, co naprawi tragiczną sytuację na moim skalpie i utrzyma wygląd włosów na obecnym poziomie.

Czytaj...

Skin Food Peach Sake Silky Finish Powder

Zbierałam się do tego posta jak kura do wysiadywania jajek, co chwilę coś mi przeszkadzało... Fotki cyknięte, pierwsze pudełko na wykończeniu (drugie już czeka) a postu nie udało mi się napisać... Pora więc na dołożenie mojej cegiełki do online'owej statystyki czyli wrażenia na temat pudru Peach Sake Silky Finish Powder z firmy Skin Food.


Jest to pierwszy puder sypki z azjatyckiej oferty jaki zdecydowałam się zakupić - nie ukrywam, że pod wpływem pozytywnych opinii Maus tutaj. Nie zawiodłam się i na dzień dzisiejszy jest to stały element kończący mój codzienny makijaż, choć nie jest idealny więc uzupełniam go pudrem Innisfree No Sebum :)


W skład serii Peach Sake wchodzą, poza pudrem sypkim: tonik i emulsja, maseczki typu sheet, krem przeciwsłoneczny, serum (właśnie testuję), BB cream (2 odcienie) oraz puder w kamieniu (kompakt). Wszystkie charakteryzują się mniej lub bardziej intensywnym zapachem brzoskwini z nutą alkoholu - w mojej opinii bardzo naturalnym, w żadnym wypadku nie chemicznym :)


Według producenta: Jedwabiście miękki sypki puder, wyprodukowany z zastosowaniem procesu Jet Air Mill, dzięki któremu zawiera czystą mikro krzemionkę (silica), dająca wrażenie elastyczności  i jedwabistości na skórze. Zawiera ekstrakt z brzoskwini i sake, których celem jest zmatowienie skóry i złagodzenie dolegliwości spowodowanych nadmiernym wydzielaniem sebum. Przeznaczony dla cery tłustej. Nie zapycha porów.

Skład: silica, talk, boron nitride, dimethicone, peach fruit extract, rice ferment filtrate, silk powder, enantia chlorantha bark extract, oleanolic acid, ethanol, polymethyldrogen siloxane, butylene glycol, methylparaben, propylparaben, fragrance.

Pojemność: 15g
Cena: 9.37 USD ~31 zł (bez przesyłki)


Puder przychodzi w pokaźnym pudełku z tekturową przykrywką. Swoją drogą to lekka przesada - 15 gram pudru w środku zapełnia je gdzieś w 1/3... Do pudru dołączony jest puszek, całkiem poręczny (czasem z niego korzystam), ja jednak nakładam puder dużym pędzlem Real Techniques. Nakładanie prosto z pudełka wymagało opracowania specjalnej techniki, gdyż sam puder jest bardzo drobny i pylący - dlatego przykładam pędzel bezpośrednio do dziurek i lekko potrząsam pudełkiem do góry nogami aby wysypać niewielką ilość produktu.


Puder jest rzeczywiście jedwabiście gładki - nie spotkałam się dotychczas z tego typu wrażeniem po jakimkolwiek pudrze sypkim, ale fakt - moje doświadczenia jakieś bardzo szerokie nie są. Kolor ma transparentny, jednak przy obfitym nałożeniu bieli. Szczerze mówiąc nawet przy oszczędnym osypaniu nadaje matowy lekko jaśniejszy odcień, co mi akurat pasuje (hołduję białej karnacji).


Przy nakładaniu czuć delikatny zapach brzoskwini. Dla mnie jest on wybitnie delikatny - dla porównania serum, które teraz zaczęłam stosować z tej serii, ma bardzo mocny zapach. Wiem, że w necie krążą opinie, iż aromat ten jest zbyt intensywny - myślę, że jest to już indywidualna ocena nosa każdej z użytkowniczek ^__^. W moim przypadku już po 2-3 minutach nie czuję nawet śladu brzoskwini.


Puder nakładam wyłącznie na BB kremy, więc nie wypowiem się w temacie trwałości czy matowienia na podkładach czy europejskich produktach. Ja stosuję go od 3 miesięcy, więc obsypał kilka różnych BBków i za każdym razem efekt początkowy był dla mnie zadowalający: matowy, gładki. Efekt matu najkrócej wytrzymał ok 3-4h, najdłużej do 6h. W przypadku niektórych bbków potrafił mi się zwarzyć np. na nosie pod okularami po mniej więcej 3h.

Teraz każdorazowo oprószam strefę T pudrem mineralnym Innisfree z serii No Sebum i mat wytrzymuje dosłownie cały dzień - prędzej zejdzie mi cała twarz niż zacznie się świecić :)


W kwestiach pozostałych, które przewijają się w komentarzach online w mojej opinii:
- tak, rozjaśnia a nawet może wybielić
- tak, matuje krótko (3 do 6h nie jest efektem zadowalającym jak na puder dla skóry tłustej/mieszanej)
- nie, nie podkreśla zmarszczek czy skórek - ale mówię to z punktu widzenia osoby, która jest mocno nawilżona i skórek u mnie nie uwidzisz odkąd zaczęłam stosować azjatyckie kosmetyki
Czytaj...
    Instagram
 

Popularne